Miewasz problemy ze snem? Przewracasz się z boku na bok przez długie godziny, a później masz wrażenie, że rano budzik wyrywa Cię z 5-minutowej drzemki? Też tak miałam, dopóki kompleksowo nie podeszłam do tematu przygotowania się do snu. Wbrew pozorom to, co robisz w ostatnich minutach przed położeniem się do łóżka ma niebagatelny wpływ na to, jak Ci się śpi. Nie wierzysz? Posłuchaj mojej historii!

Jak spać lepiej, czyli wszystko, co musisz zrobić, zanim położysz się do łóżka

Kiedyś przede wszystkim starałam się być produktywna. Ze swoim wrodzonym perfekcjonizmem, z milionami zadań do zrealizowania, nie mogłam położyć się do łóżka, zanim wszystko nie było skończone w 200% procentach. Kiedy studiowałam na ASP i później, pracując nad swoim blogiem, zarywałam noce, chcąc zrealizować coraz bardziej wyśrubowane cele. Efekt? Spałam krótko, prawie w ogóle nie śniłam, a rano musiała budzić mnie spora filiżanka krótko parzonej zielonej herbaty, bo inaczej nie była w stanie wejść w rytm dnia. Na szczęście przyszło przebudzenie. Podczas pracy nad swoją świadomością zrozumiałam, że tkwię w błędnym kole: wymagam od siebie za dużo i nie pozwalam sobie na prawdziwy reset. Dopiero, kiedy zaczęłam eksplorować warstwę snów i ich znaczeń, kiedy zaczęłam skrupulatnie opisywać to, co pojawia się w moich sennych marzeniach i regularnie medytować zrozumiałam, że sen nie jest ani koniecznością, ani czymś, co oddziela kolejne misje do wykonania. Teraz pracuję nad tym, z jaką intencją kładę się do łóżka, wiele uwagi poświęcam przeżyciom, jakich doświadczam, śniąc, a co najważniejsze – jestem zdecydowanie bardziej wypoczęta, zrelaksowana i… summa summarum bardziej produktywna 🙂 Co zmieniło się w moich dobowym rytmie? Jak wygląda moja wieczorna rutyna? Co w niej zmieniłam? Sprawdź – mam wrażenie, że nie wszystko może wydać C się takie oczywiste

1. Piżama, w której śpię

Zdajesz sobie sprawę, jaki wpływ ma na Ciebie to, w czym… śpisz? Ja zorientowałam się, jakie to ważne stosunkowo późno. Na pewno późno jak na osobę, która zajmowała się przez lata przede wszystkim modą i zwracała uwagę na to, co na siebie wkłada. Przyznaję: w ciągu dnia dodawałam sobie optymizmu kolorami i pięknymi fasonami, a do łóżka często wchodziłam w T-shircie z Harrym Potterem i ulubionych, trochę wyciągniętych na kolanach spodniach. Kiedy zaczęłam organizować w swoim domu kręgi kobiet i ceremonie, postawiłam na rzeczy wygodne i niekrępujące ruchów, ale kobiece, takie jak szaty. Zmianie uległo też to, w czym śpię. Teraz stawiam na >>piżamy damskie<< polskiej marki Bohomoss i robię to z trzech powodów. Po pierwsze bardzo odpowiada mi ich wygląd: są eleganckie i zmysłowe, pozwalają czuć się pięknie nawet z maseczką na twarzy i książką w ręku. Po drugie są szyte z miękkich, delikatnych dla skóry tkanin (nawet koronki nie drapią, a dla mnie to szalenie ważne!). Po trzecie projektowane są w Polsce, a samą markę założyły dwie kobiety, Jola i Paulina. 

Co ciekawe, obie założycielki >>Bohomoss<< są absolwentkami studiów psychologicznych, ale na drodze swoich indywidualnych poszukiwań uznały, że projektowanie bielizny i piżam dla ambitnych, nowoczesnych kobiet też może być formą kreowania lepszego świata. Nie od dziś wiesz, że takie inicjatywy zawsze wspieram, więc dla mnie piżama Bohomoss to nie tylko przypadkowy strój do spania, ale moja manifestacja kobiecej niezależności i siły. Przesadzam? Absolutnie nie. Właśnie od takich drobiazgów zaczynam budowanie odpowiedniego nastroju. Spróbuj podejść w podobny sposób do swoich wieczornych rytuałów i dodaj znaczenia temu, co wydaje Ci się bez znaczenia. Możesz na przykład kupić zupełnie nową piżamkę w ulubionym kolorze i wkładać ją wtedy, kiedy poczujesz, że potrzebujesz czułości i opieki, otoczenia się luksusem i dopieszczenia swoich zmysłów. To naprawdę działa!

PIŻAMA DAMSKA Bohomoss

2. Joga twarzy

Do jogi twarzy przekonała mnie Marta Kucińska z portalu Joga Piękna. Nie tylko cudownie i inspirująco opowiada o tym, jak dbać o skórę, żeby dłużej była promienna i młoda, ale też sama stanowi najlepszy przykład, że codzienna troska o cerę bardzo pomaga. Jogę twarzy wprowadziłam do swojego życia już jakiś czas temu i mogę śmiało powiedzieć, że zdecydowanie dostrzegam już pierwsze efekty. Czym właściwie jest joga twarzy? To pochodząca z Japonii (to niesamowite, jak cudowne podejście do pielęgnacji mają Azjatki!) metoda ćwiczeń twarzy. Chodzi w niej nie tyle o samo odmładzanie, co o holistyczne podejście do swojego ciała, łączenie ćwiczeń i masaży twarzy z odpowiednim oddechem, postawą ciała, dietą, a także nauką świadomej mimiki twarzy. Nigdy nie przypuszczałam, że te elementy mogą wpłynąć nie tylko na zniwelowanie widoczności pierwszych zmarszczek, ale też na modelowanie twarzy, na przykład poprzez uwypuklenie kości policzkowych czy zmniejszenie podwójnego podbródka. Co mnie przekonało do tej metody? Cóż, tak naprawdę zmarszczki na powierzchni skóry są tylko wypadkową tego, co dzieje się w głębszych warstwach twarzy, a dokładnie w mięśniach. Na pewno widzisz, jak zmienia się wygląd Twoich ramion, elastyczność opinającej je skóry, kiedy zaczynasz trenować z hantlami. Dlaczego więc nie podejść dokładnie w taki sam sposób do trenowania mięśni… twarzy? W rezultacie stają się bardziej jędrne, a twarz wygląda młodzieńczo, ma zachowane apetyczne rysy. 

Ale zaraz zaraz, dlaczego właściwie mówię tutaj o jodze twarzy? Bo dla mnie to nie tylko element pielęgnacji anti-aging, ale przede wszystkim element całościowej troski o siebie. Wieczorne ćwiczenia twarzy pozwalają mi się zrelaksować, zniwelować stresy całego dnia, które w moim przypadku natychmiast objawiają się totalnym napięciem twarzy, a nawet nocny, zgrzytaniem zębów (to tak zwany bruksizm). Nie tylko stosuję jogowe ćwiczenia polecane przez Martę, ale wykorzystuję też rekomendowane przez nią rollery i płytki do masażu gua sha. Ostatnio postanowiłam też przetestować “przeciwzmarszczkową poduszkę”, którą znaleźć można na stronie Jogi Piękna.

3. Suplementacja i napary

Nigdy nie była fanką rozwiązywania problemów za pomocą leków. Są jednak takie suplementy, bez których nie wyobrażam już sobie zasypiania. Stosuję je równolegle z naparami, które pozwalają mi odpowiednio nastroić się do snu. Od około 19:00 staram się już nie jeść, żeby organizm mógł odpocząć i zregenerować się, zamiast skupiać się na konieczności strawienia tego, co mu dostarczyłam tuż przed snem. To szalenie ważne! Później popijam już herbatki z ziół, które są świetnymi, naturalnymi “usypiaczami”: z melisy i rumianku, często w proporcji pół na pół. Przyjmuję też witaminę C, która regeneruje komórki i działa antyoksydacyjnie, dosłownie wymiatając zbędne produkty przemiany materii z organizmu (tę witaminę poleciła mi również Marta z Jogi Piękna!). Przed zaśnięciem przyjmuję też melatoninę, nazywaną “hormonem snu”. Jakie jest jego działanie? Jest odpowiedzialny za to, żebyśmy nocą byli senni, a w ciągu dnia aktywni i gotowi na kolejne wyzwania. Dzięki melatoninie, którą przyjmuję już od jakiegoś czasu, poprawił się mój dobowy cyklu snu i czuwania, czyli rodzaj wewnętrznego zegara, który wyznacza organizmowi pory zasypiania i budzenia się. Kiedy czuję, że stres nie pozwoli mi zasnąć, przyjmuję rape (o tej świętej medycynie z Ameryki Południowej pisałam w jednym z ostatnich postów na blogu) albo sięgam po Ashwagandę albo inne ziołowe środki ułatwiające zasypianie, zwłaszcza te na bazie melisy, kozłka lekarskiego, waleriany.

Ważne: pod ręką zawsze mam też wodę naenergetyzowaną kamieniami (tutaj dowiesz się, jak to zrobić), którą piję, kiedy przebudzam się w nocy oraz już po obudzeniu. Zanim sięgnę po filiżankę herbaty, zawsze wypijam też ciepłą wodę – to rytuał, który zaczerpnęłam z ajurwedy, a który bardzo pomaga mi odpowiednio przygotować ciało do całego stresującego dnia.

4. Medytacja i praktyka wdzięczności

Zawsze starałam się przed zaśnięciem podsumowywać to, co zdarzyło się w moim życiu w ciągu dnia. Niestety, najczęściej było to rozpamiętywanie porażek i planowanie tego, co koniecznie muszę zrobić nazajutrz. Kiedy już chciałam zasnąć, mój mózg (jak w popularnym memie) nagle postanawiał się buntować i przypominać mi o wszystkim tym, o czym akurat wiolałam zapomnieć. Znasz to, prawda? W przejęciu kontroli nad tą sytuacją pomogła mi medytacja. Zanim w ogóle wejdę do łóżka wietrzę pokój, oczyszczam pomieszczenie białą szałwią lub palo santo, okadzam dymem też swoje umyte świeżo ciało, robię kilka ćwiczeń oddechowych według metody Wima Hoffa. Wlewam do kominka lub dyfuzora olejki eteryczne pomagające zasnąć (przede wszystkim lawendowy!) i medytuję, oczyszczając umysł ze wszystkich toksycznych myśli i zmartwień. Staram się, żeby każdy z obraz przepływał przez moje ciało – nie zatrzymuję go na siłę, ale też nie staram się go odgonić, kiedy pojawia się w moim umyśle. Wizualizuję sobie krystalicznie czystą wodę, która przeze mnie przepływa, wypłukując wszystko, co nagromadziło się w ciągu całego dnia. Na koniec praktykuję wdzięczność, czyli skupiam się na kilku wyobrażeniach tego, za co mogę być w danym dniu wdzięczna. Jeśli medytacja przychodzi Ci z trudem, możesz wykonać to ćwiczenie na głos albo zapisać listę dobrych rzeczy na kartce papieru. Pokłoń się temu, czemu błogosławisz (możesz to zrobić naprawdę!), podziękuj temu i połóż się spać ze świadomością, że Wszechświat Ci sprzyja i nad Tobą czuwa.

A jakie są Twoje metody na optymalne przygotowanie się do snu? Jak wygląda Twoja wieczorna rutyna i czego nie może w niej zabraknąć, żebyś lepiej spała, a rano czuł/a się wypoczęta? Zapraszam do rozmowy w komentarzach pod tym wpisem!